Laudacja osoby i zasług księdza prof. Karola Mrowca

Od 1949 roku przyznaje Nagrody ZKP – do 1991 roku dla uhonorowania twórców i odtwórców za ich wybitne osiągnięcia w dziedzinie muzyki, a od 1991 roku – “polskim kompozytorom, wykonawcom, muzykologom, pedagogom i organizatorom życia muzycznego za wybitne osiągnięcia”. W 2007 r. lauretami Nagrody byli ks. Karol Mrowiec CM, Elżbieta Szczepańska-Lange i Lidia Zielińska. Poniżej zamieszczamy tekst Laudacji (z okolicznościowym post scriptum) wygłoszonej przez prof. dr hab. Mirosława Perza 28 września 2007 r. w czasie uroczystości wręczenia Nagrody.

Tekst publikujemy dzięki uprzejmości Związku Kompozytorów Polskich i autora.

prof. dr hab. Mirosław Perz

Laudacja osoby i zasług księdza prof. Karola Mrowca,
laureata nagrody Związku Kompozytorów Polskich w r. 2007,
28 września wówczas publicznie przedstawiona
w siedzibie Związku w Warszawie
i uzupełniona post scriptum 11 grudnia 2011 r.

Związek Kompozytorów Polskich roztropnie nie wymaga tytułów przy nazwiskach swych członków, ufa ich twórczości nie zawsze wystarczająco potwierdzanej w encyklopediach i słownikach. A więc – tym razem Karol Mrowiec, dla wielu tu obecnych po prostu Karol, ale w tych encyklopediach poszukamy Go pod literą M, czyli – Mrowiec, Karol:

  • Encyklopedia Muzyki pod red. Andrzeja Chodkowskiego, Warszawa 1995, s. 583: 10 wierszy (Chodkowski – wiadomo – zawsze równie dokładny, co lakoniczny);
  • Encyklopedia Muzyczna PWM, t. „m”, Kraków 2000, s. 433-434, ponad dwie szpalty z „wystraszonym” zdjęciem naszego Laureata;
  • Wielka Encyklopedia PWN, t. 18, Warszawa 2003, s. 167: 10 wierszy, ale dobre i to, bo do niej trafili już tylko niektórzy z nas i Karol Mrowiec wśród nich!

Takim wstępnym, bibliograficznym rekonesansem zachęceni, sięgniemy teraz po owe z rezerwą wspomniane tytuły, którymi nasz Laureat swe imię i nazwisko poprzedzać może, ale nie musi, więc zazwyczaj tego nie czyni oszczędzając trudu sobie i swym adresatom:

Ks. CM prof. zw. dr hab. em. KUL; dr SM SPIMSR h.c.

Objaśnijmy, bo trzeba, co nieco do tego dodając:

Ks. – wiadomo – ksiądz. W dawnej Polsce to tyle co książę lub księżyc do wyboru, ale dodajmy koniecznie, że katolicki, bo teraz ekumenicznie i sympatycznie obdarzamy tym tytułem duchownych wszystkich wyznań bez różnicy, chyba że – niektórzy z nich ekumenicznie tego sobie nie życzą, bo mamy już i księżyny sprawiedliwie głodne męskich, a domniemanych obowiązków i zaszczytów.

CM to Congregatio Missionis. Karol Mrowiec jest członkiem tego zgromadzenia, misjonarzem czyli prawie zakonnikiem, ale takim lżejszym, nie mnichem i może sobie chodzić po mieście jak i kiedy chce. Warto wiedzieć, że ci misjonarze przybyli do nas z Francji i jak zobaczyli, co się u nas dzieje, wymyślili niezwłocznie w swym kościele św. Krzyża w Warszawie Gorzkie Żale śpiewane w wielkim poście i zasadnie – po każdych coraz ciekawszych ostatnio wyborach politycznych. Przypomnijmy, że misjonarzem był także nieodżałowanej pamięci ks. prof. Hieronim Feicht, tudzież – wcześniejszy od niego ks. Michał Marcin Mioduszewski, zasłużony dla utrwalenia polskiej pieśni kościelnej wraz z pastorałkami w rodzaju Kaczka pstra, dziatki ma, w których zazwyczaj nikt nie wie o co chodzi, więc Dzieciątko w żłóbku się cieszy, a Józef Stary goni bezecników pastorałem, aby mogło sobie pospać.

prof. zw. dr hab. em. KUL – raczej jasne: profesor prawdziwy, czyli belwederski [*] , dr za rozprawę o polskiej pieśni religijnej w XIX w., hab. – za podobną o pasjach wielogłosowych; em – emeritus – wiadomość dla ZUS, a KUL – ku pewności – to Katolicki Uniwersytet Lubelski.

dr SMS PIMSR h.c. to doctor Scientiae Musicae Sacrae Pontifici Instituti Musicae Sacrae Romae honoris causa. Tłumaczyć chyba nie trzeba, bo pobożni Polacy nie gęsi i jakoś tam łacinę znają nawet po czerwonym najeździe. Ale nie wszyscy wiedzą, że takich z takimi tytułami watykańscy szwajcarzy salutują halabardą, co na własne oczy widziałem i Karol mi tłumaczył, że oni tak z nudów wszystkim, co wchodzą i wychodzą, ale nas było dwóch, a salut jeden, więc pytam – komu?

Karol to niedowiarek, sobie nie dowierza! Zawiadomiony jak należy o przyznaniu tej dorocznej nagrody uznał zaraz, że to jakaś pomyłka, albo jakaś weryfikacja jego osoby, więc zrazu nie zamierzał nas tu dziś odwiedzić, ale ja poproszony w porę przez ZKP o przedstawienie niniejszej laudacji zauważyłem z niepokojem, że z Karolem coś nie tak i uratowałem! Pani Marta Karska tego świadkiem i ks. prof. Karol Mrowiec tu z nami dzisiaj jest! Kochany Księże Karolu ! – Twój to! – naprawdę! – dzisiaj ten benefis! Związek Kompozytorów Polskich Cię ceni, dostrzegamy Twe zasługi i – kochamy Cię tu wszyscy!

Nasz Ksiądz – to tytuł może i najlepszy, chociaż bez tej halabardy i łaciny, a więc – nasz ksiądz Karol Mrowiec za miesiąc skończy 88 lat! Okrągła liczba, cztery kółka – prawie olimpijska! Przyjmij nasze gratulacje! I ad rem:

Laureat urodził się w Rudzie Śląskiej 24 października 1919 r. czyli w okresie tamtejszych powstań narodowych w wyniku których, jak i plebiscytu – miasto owo znalazło się granicach Odrodzonej Rzeczpospolitej w r. 1922. Ks. prof. Karol Mrowiec jest więc Ślązakiem i to z prawdziwym rodowodem robotniczym próby najwyższej i starej, znaczonej tylnojęzykowym r w niepodległej Polsce nie wszędzie się nim zachwycano, a Mrowce – wytrzymali! Pobożni – oddali swe niespełna jedenastoroczne pachole w r. 1930 krakowskim misjonarzom, a ci – akceptując Jego powołanie zapewnili mu – potem w Wilnie i znowu w Krakowie – rzetelne wykształcenie i wyświęcili na kapłana w r. 1944. Potem, niedługo po wojnie w r. 1949 nasz młody misjonarz postanowił poświęcić się muzyce i z czasem zasłużył sobie w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie, aż trzy dyplomy z odznaczeniem, gry organowej w klasie prof. Józefa Chwedczuka, teorii pod kierunkiem prof. Stefanii Łobaczewskiej i Aleksandra Frączkiewicza, oraz kompozycji – w klasie Stanisława Wiechowicza, a jeszcze w latach wojny nawiązał konspiracyjne kontakty z prof. Zdzisławem Jachimeckim. Tak znakomicie przygotowany podjął w r. 1956 pracę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, zrazu w cieniu ks. prof. Hieronima Feichta, niebawem samodzielnie – w Katedrze podniesionej z czasem do rangi instytutu – Muzykologii Kościelnej.

NB. Nie każdy już dzisiaj pamięta, że tę muzykologię kościelną wymyślił za namową swych doradców – Prymas Tysiąclecia w poszukiwaniu rekompensaty zlikwidowanych przez komunistów diecezjalnych szkół organistowskich. Na jego to osobistą prośbę jak i polecenie – ks. prof. Hieronim Feicht miał ratować co się da. No więc tenże ratował tak jak mógł, mamrotał na prymasa, bolszewików i swe zakonne papcie, bo się ślizgały, zawsze chwalił ZKP i – do tego Lublina wytrwale jeździł, czynił co potrafił, a potrafił wiele. Miałem zaszczyt mu w tym jeżdżeniu trochę pomagać, o czym z czasem zapomniano, ale ja pamiętam, bo widziałem: tam na miejscu harował przede wszystkim ks. Karol Mrowiec! Ten instytut zmienił z czasem środowisko polskiej muzyki kościelnej, narzucił mu uniwersyteckie kompetencje i maniery! Księże Karolu! – myśmy to doceniali i podziwiali, chociaż czerwona prof. Zofia Lissa niesłusznie sarkała, że „Jej” ksiądz, czyli ks. Feicht polubił Lublin bardziej od Warszawy i trochę zazdrosna „przymierzała” się nawet do ATK czyli Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, chociaż myliła po swojemu „księży pryncypałów” z biskupami, co podsłuchałem w Twej z nią pogawędce po pewnym doktoracie, która z tą ATK nic wspólnego nie miała.

Autorska bibliografia ks. prof. Karola Mrowca liczy ponad 200 pozycji: utwory muzyczne, głównie kościelne, ale też inne, świeckie, nagradzane, śpiewane, grane, wydawane; rozprawy – prawie wszystkie o muzyce kościelnej, cenne edycje krytyczne dzieł mistrzów staropolskich, wznowienia znanych śpiewników kościelnych, hasła encyklopedyczne, redakcje, recenzje, referaty na kongresach w Polsce i zagranicą, 10 doktorów, magistrów ze cztery tuziny, dodajmy – nie tylko myślących i piszących, ale i takich, co potrafią znakomicie grać. To też bez Karola Mrowca o muzyce kościelnej w Polsce ani rusz! Jak ongiś z zasłużonymi księżmi – Józefem Surzyńskim, Wacławem Gieburowskim i przypominanym już tu poprzednio – Hieronimem Feichtem. Piękne parantele!

Nie mogę jednak w tej laudacji uniknąć pewnego paradoksu i unikać go wcale nie zamierzam. To oczywiste, że Związek Kompozytorów Polskich jest stróżem także i tradycji, ale pozostaje zawsze rzecznikiem twórczej nowoczesności przede wszystkim! Zaczyna się oto jubileuszowa, 50 Warszawska Jesień, a nagroda doroczna – jakże zasłużona – przyznawana jest za wybitne osiągnięcia dla polskiej muzyki religijnej – uzupełnijmy – kościelnej. Cieszymy się tą nagrodą, ale i zarazem martwimy stanem tejże muzyki kościelnej, bo nie chce być lepsza niż jest, a jest bardzo zła, tonalny w niej banał, bezczelna tolerancja płytkiego popu, ucieczka w szlachetną przeszłość. Komisja nagród ZKP o tym wie i przyznaje nagrodę wielce tu u nas szanowanemu Księdzu, który tejże muzyce w jej permanentnym kryzysie swe życie poświęcił. Komisja się jednak nie myli, wie co czyni i – chwała jej za taki właśnie wybór laureata! Sprzeczność? Bynajmniej! Chodzi o aporie!

Libertas Oświecenia spowodowała eksplozję wspaniałej muzyki poza murami kościołów, w nich samych mało przydatnej i stosownej, tylko sporadycznie tolerowanej. Skutkiem tego była stopniowa redukcja jej społecznego odbioru w ambitnym pionie estetycznych wartości. Na pustacie wtargnęła pop-music, a pielęgnowana nieufność do owej libertas, wtrąciła muzykę kościelną w banał ratowany wspomnieniami pięknej przeszłości, argumentowany troską o tych najmniejszych, najsłabszych, kryjących się w świątyniach za opasłym filarem. Odnotujmy jednak desperackie próby:

Chorał solesmeński? – piękne muzeum wyrafinowanych emerytów straszonych przy okazji organami Messiaena, co siarką trącą (tak mawiał – pamiętam! – Stefan Jarociński!), ale sam dopatrywałbym się w tych ambitnych propozycjach raczej francuskich frykasów dalekowschodnim kawiorem smarowanych, gdy lud patrzy chleba w podsuwanych mu gitarowych pudłach z trocinami w środku i tak to trwa! Nie wiemy co dalej. Niektórzy szukają. Do nich zaliczymy obecnego papieża Benedykta XVI. To On, gdy był jeszcze tylko monachijskim kardynałem, przypomniał starożytne, hebrajskie zammeru maskil – psalm 47, wiersz 8[**]. Ten niepokojący cytat czyni wrażenie groźnej klątwy Jahwe, ale na pewno nią nie jest, a nikt nie wie czym jest! Wielki teolog Karl Barth (a on tu najlepszy) powiada – „niejasne”, inni tłumaczą na sto różnych sposobów, Grecy w Septuagincie – psalate synetos, św. Hieronim w Wulgacie – psalite sapienter. Kardynał Joseph Ratzinger, a teraz już obecny papież Benedykt XVI decyduje się więc i odważnie rozwija tę tajemniczą myśl następująco: Śpiewajcie rozumnie, abyście to sami rozumieli i aby to było zrozumiałe!

Stare Żydy! Tak właśnie! – stare Żydy! Bo dech zapiera od wzruszenia i podziwu wymieszanego z zazdrością! Te stare Żydy zapamiętały i przekazały nam w nasz depozyt jak zwykle to, co najważniejsze! Dedykujemy tę ich mądrość Warszawskiej Jesieni z rekomendacji mądrej komisji nagród Związku Kompozytorów Polskich z okazji przyznania tegorocznej nagrody ks. prof. Karolowi Mrowcowi. Jemu – zasłużone gratulacje, wszystkim – ku pamięci – zammeru maskil! –Tym dostojnym rabinom kłaniamy się w pas! Bagatela! Kilka tysięcy lat ciągłej tradycji więcej! Czy więcej? Chyba jednak nie, bo wspólnej! Karolu! Ty zawsze wiedziałeś to lepiej ode mnie: czytasz przecież codziennie brewiarz, a w nim te psalmy, wspaniałe psalmy – zammeru maskil, zammeru maskil.

Post scriptum z 11.12.2011r.

Uradowany i szczęśliwy ks. prof. Karol Mrowiec swój wręczony mu wówczas uroczysty dyplom nagrody ZKP zaraz biedak zgubił i bardzo się tym martwił, że poruta! Odwoziłem go taksówką ze Starówki do klasztoru przy św. Krzyżu, no i Karol dalej w niej to swoje nieszczęście biadolił. Warszawski taksówkarz słuchając niechcący tych Jego jeremiad i wprowadzony nimi mimo woli w sprawę, ośmielił się dorzucić swoje zdanie o niefortunnej ich przyczynie: Przepraszam Księże Profesorze, że się tak wyrażę, ale gdyby nie te – co słyszę – zasługi, to by Ksiądz teraz tego kłopotu nie miał! A gratuluję i ja – na gębę, bo prowadzę, i tego już Ksiądz nie zgubi na Amen!

Mój znakomity Przyjaciel odetchnął, a urocze Panie w ZKP postarały się o piękny duplikat tego straconego dyplomu, no i znowu On: Wiesz, te Panie w ZKP są dla mnie takie miłe, aż mi wstyd, bo ja przecież stary ksiądz! Odpowiedziałem: Nic się nie martw! One są tam zawsze takie miłe dla wszystkich i Ty też tak trzym, bo jesteś stary ksiądz prawdziwy!

Tym znanym mu śląsko-wielkopolskim trzym Karol tak się ucieszył, że zaproponował sobie i mnie kieliszek koniaku na swej pozłacanej tacce, którą bardzo się chwalił. Była ona prezentem otrzymanym za jakieś ważne zasługi dydaktyczne, jedynym śladem luksusu w Jego bardzo skromnym, wręcz ubogim mieszkaniu w zakonnym domu misjonarzy przy bogatym podobno kościele św. Krzyża w Warszawie, które kojarzyłem sobie z wyrkami jagiellońskich profesorów oglądanymi w starym, krakowskim Collegium Maius. Więc gdzie ta polska, klesza pazerność? O tym oczywiście z mym Przyjacielem nie dyskutowałem, bo i po co, mieliśmy przecież zazwyczaj wiele ważniejszych i ciekawszych spraw do omówienia, a nowych już nie będzie.

Mój Przyjaciel, ks. prof. Karol Mrowiec obiit die post festum Conceptionis Immaculatae Beatae Mariae Virginis Anno Domini 2011. R.i.P.[***]

===========

[*] W czasach PRL tytuł profesora zwyczajnego nadawał Prezes Rady Państwa i odbywało się to w Belwederze, stąd popularna nazwa “profesor belwederski” (przyp. red.)

[**] Joseph Ratzinger:Ein neues Lied für den Herrn. Freiburg in Breisgau 1995.Przekład polski Juliusza Zychowicza Nowa pieśń dla Pana.Kraków 2005, s.150 i d.Wszystkie te wiadomości czerpię z tej pracy.

[***] tłum. “zmarł w dzień po święcie Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny Roku Pańskiego 2011. Niech odpoczywa w pokoju”