BŁOGOSŁAWIONa MARTA WIECKA

(1874-1904)

Marta Anna Wiecka urodziła się w 1874 r. w Nowym Wiecu na Pomorzu jako trzecie z trzynaściorga dzieci, z których troje zmarło w dzieciństwie. Rodzina posiadała duże gospodarstwo rolne. Wprawdzie zatrudniała robotników, ale i dzieci wcześnie były wdrażane do pracy. Atmosfera w domu była przeniknięta serdecznością, ale i współodpowiedzialnością za życie rodziny.

W osiemnastym roku życia Marta wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia w Krakowie. Postulat rozpoczęła 26 kwietnia 1892 r. Po czterech miesiącach włączono ją do seminarium.

W tamtych czasach nie wymagano ukończenia studium pielęgniarskiego. Rozpoczynające posługiwanie chorym uczyły się od bardziej doświadczonych sióstr. Martę skierowano do szpitala we Lwowie. Miała wokół siebie duży zespół sióstr przez lata wdrożonych do pracy, w której należało umiejętnie łączyć troskę o chorych z troską o własną doskonałość. Z tego okresu zachował się list Marty do matki. Przekazywała jej życzenia imieninowe, a w zakończeniu dodała: Proszę się za mnie pomodlić, aby Pan Bóg mi dał siły i łaski, abym mogła być dobrą siostrą miłosierdzia. To właśnie było dla niej najważniejsze.

Na placówce w Bochni siostra Marta przeżyła dramatyczne doświadczenie. W jednej sali szpitalnej przebywał: chory wenerycznie, którym, według przepisów zgromadzenia siostra nie mogła się zajmować, i młody student chory na gruźlicę, który zamierzał wstąpić do seminarium duchownego. Ponieważ temu drugiemu siostra poświęcała więcej troskliwości, pierwszy przekazał miejscowemu proboszczowi wiadomość, że widział siostrę Martę ze studentem „w łóżku” i że zapewne zaszła w ciążę. Proboszcz uwierzył w oszczerstwo i powiadomił o tym przełożonych. Ci również, bez próby wyjaśnienia sprawy, przyjęli wiadomość jako stwierdzony fakt. Siostrze Marcie groziło wydalenie ze zgromadzenia. W jej obronie stanęła tylko przełożona domu. Stwierdziła: Siostra Wiecka to dusza niewinna, całkiem Bogu oddana. Za nią tak ręczę, jak sama za siebie.

Przekonała też przełożonych, że siostra Marta powinna zostać w Bochni, bo tylko w ten sposób można udowodnić wszystkim fałszywość oskarżenia. Okazało się, iż miała rację, bo po pewnym czasie sam oszczerca odwołał swoje pomówienie.

W tamtych czasach nie wymagano ukończenia studium pielęgniarskiego. Rozpoczynające posługiwanie chorym uczyły się od bardziej doświadczonych sióstr. Martę skierowano do szpitala we Lwowie. Miała wokół siebie duży zespół sióstr przez lata wdrożonych do pracy, w której należało umiejętnie łączyć troskę o chorych z troską o własną doskonałość. Z tego okresu zachował się list Marty do matki. Przekazywała jej życzenia imieninowe, a w zakończeniu dodała: Proszę się za mnie pomodlić, aby Pan Bóg mi dał siły i łaski, abym mogła być dobrą siostrą miłosierdzia. To właśnie było dla niej najważniejsze.

Na placówce w Bochni siostra Marta przeżyła dramatyczne doświadczenie. W jednej sali szpitalnej przebywał: chory wenerycznie, którym, według przepisów zgromadzenia siostra nie mogła się zajmować, i młody student chory na gruźlicę, który zamierzał wstąpić do seminarium duchownego. Ponieważ temu drugiemu siostra poświęcała więcej troskliwości, pierwszy przekazał miejscowemu proboszczowi wiadomość, że widział siostrę Martę ze studentem „w łóżku” i że zapewne zaszła w ciążę. Proboszcz uwierzył w oszczerstwo i powiadomił o tym przełożonych. Ci również, bez próby wyjaśnienia sprawy, przyjęli wiadomość jako stwierdzony fakt. Siostrze Marcie groziło wydalenie ze zgromadzenia. W jej obronie stanęła tylko przełożona domu. Stwierdziła: Siostra Wiecka to dusza niewinna, całkiem Bogu oddana. Za nią tak ręczę, jak sama za siebie.

Przekonała też przełożonych, że siostra Marta powinna zostać w Bochni, bo tylko w ten sposób można udowodnić wszystkim fałszywość oskarżenia. Okazało się, iż miała rację, bo po pewnym czasie sam oszczerca odwołał swoje pomówienie.

Ostatnią placówką siostry Marty był szpital w Śniatynie (1902-1904). Warto wspomnieć znamienne wydarzenie z tego okresu. Do szpitala przywieziono rabina ze złamaną nogą. Pod nieobecność lekarza siostra zamierzała złożyć złamaną nogę. Rabin jednak zaprotestował twierdząc, że żadna kobieta nie może go dotknąć. Siostra powiedziała: Ja nie jestem żadna kobieta, tylko osoba Bogu poświęcona i nogę złożyła. Następnego dnia rabin poskarżył się lekarzowi i prosił, aby sprawdził, co z jego nogą. Ten jednak stwierdził: Jeśli to siostra Marta złożyła, to nawet sprawdzać nie trzeba. Rabin zaś po wyjściu ze szpitala pisywał listy z wyrazami wdzięczności i adresował je:
Do świętej siostry Marty.
Ostatnim wydarzeniem w życiu siostry Marty był heroiczny akt miłości bliźniego. W szpitalu należało dokonać dezynfekcji pomieszczenia, w którym leżała chora na tyfus. Siostra wykonała to zadanie w zastępstwie wyznaczonego do tego pracownika, ojca rodziny. Po tych czynnościach sama zachorowała i po kilku dniach, 30 maja 1904 r., zmarła i została pochowana na cmentarzu w Śniatynie. Oddała życie jako ofiara miłości. Jej pogrzeb stał się manifestacją wdzięczności, można powiedzieć wdzięczności wobec wszystkich sióstr miłosierdzia, które z poświęceniem służą Chrystusowi w ubogich.
W 1997 r. wszczęto proces beatyfikacyjny, który w grudniu 2004 r. zakończył się dekretem papieża Jana Pawła II o heroiczności cnót Marty Wieckiej. Uroczysta beatyfikacja została zaplanowana na sobotę 24 maja 2008 r. we Lwowie.