ŚWiętA AUGUSTYNA PIETRANTONI
(1864-1894)
Livia Pietrantoni urodziła się w 1864 r. we Włoszech. Już w siódmym roku życia podjęła ciężką pracę w kopalni, aby pomóc rodzicom w utrzymaniu rodziny. Później zatrudniła się przy zbiorze oliwek. Była wtedy świadkiem niesprawiedliwego wykorzystywania współpracownic i zdecydowanie występowała w ich obronie.
W 1886 r. wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia (tego założonego przez Joannę Antydę Thouret), aby swoją miłość ku Bogu urzeczywistniać w służeniu ubogim. Otrzymała wtedy imię zakonne Augustyna. Ze względu na wcześniejsze przygotowanie pielęgniarskie skierowano ją do Szpitala Ducha Świętego w Rzymie. Były to czasy narastającej propagandy materializmu i antyklerykalizmu. Dyrektorem szpitala był Wielki Mistrz loży masońskiej. Na jego polecenie usunięto wszelkie znaki religijne z sal chorych, ograniczono dostęp księży do pacjentów.
Siostrom zakazano odmawiania modlitw i rozmów o charakterze religijnym. Siostra Augustyna samą tylko postawą wobec chorych dawała świadectwo swojej wiary i miłości. Odznaczała się dobrym zdrowiem i była w pełni sił fizycznych.
Każdego dnia spotykała się z wyzwiskami i groźbami. Odpowiadała na to zdaniem: Pozostaję na tym oddziale, bo oddałam się Bogu. Praca była bardzo trudna. Obsługiwała około dwustu pacjentów zmuszonych do życia w zamkniętym środowisku i prawie pozbawionych nadziei na wyzdrowienie. Powodowało to rozliczne niepokoje, a nawet rozpacz. Jedna z pielęgniarek mówiła, że są bardzo dziwni i niespokojni, ich zachowanie często wymagało interwencji sił porządkowych. Siostra Augustyna ze swej strony przekonywała, że należy okazywać im wyrozumiałość, bo nie są źli, tylko zmęczeni chorobą i samotnością spowodowaną opuszczeniem ich przez najbliższych. Współsiostry prosiła: Pomóżcie mi modlić się za nich.
Sama zaraziła się gruźlicą, ale nie chciała opuścić chorych, aby nie narażać innej siostry na podobny los. Praca na oddziale zakaźnym, oprócz niebezpieczeństwa zakażenia niosła z sobą również inne zagrożenia. Do jednej z sióstr ktoś oddał dwa strzały z rewolweru. Na szczęście odniosła tylko niegroźne rany. Inna została pobita i doznała złamania ręki. Te ataki nie zniechęcały siostry Augustyny. Nie zrażała się też niewdzięcznością chorych, ani ich wulgarnością.
Siostrom zakazano odmawiania modlitw i rozmów o charakterze religijnym. Siostra Augustyna samą tylko postawą wobec chorych dawała świadectwo swojej wiary i miłości. Odznaczała się dobrym zdrowiem i była w pełni sił fizycznych.
Każdego dnia spotykała się z wyzwiskami i groźbami. Odpowiadała na to zdaniem: Pozostaję na tym oddziale, bo oddałam się Bogu. Praca była bardzo trudna. Obsługiwała około dwustu pacjentów zmuszonych do życia w zamkniętym środowisku i prawie pozbawionych nadziei na wyzdrowienie. Powodowało to rozliczne niepokoje, a nawet rozpacz. Jedna z pielęgniarek mówiła, że są bardzo dziwni i niespokojni, ich zachowanie często wymagało interwencji sił porządkowych. Siostra Augustyna ze swej strony przekonywała, że należy okazywać im wyrozumiałość, bo nie są źli, tylko zmęczeni chorobą i samotnością spowodowaną opuszczeniem ich przez najbliższych. Współsiostry prosiła: Pomóżcie mi modlić się za nich.
Sama zaraziła się gruźlicą, ale nie chciała opuścić chorych, aby nie narażać innej siostry na podobny los. Praca na oddziale zakaźnym, oprócz niebezpieczeństwa zakażenia niosła z sobą również inne zagrożenia. Do jednej z sióstr ktoś oddał dwa strzały z rewolweru. Na szczęście odniosła tylko niegroźne rany. Inna została pobita i doznała złamania ręki. Te ataki nie zniechęcały siostry Augustyny. Nie zrażała się też niewdzięcznością chorych, ani ich wulgarnością.
Nieszczęście nadeszło 13 listopada 1894 r. Napadł ją chory Józef Romanelli, którym opiekowała się bardzo troskliwie. Ugodził ją siedem razy nożem. Trzy ciosy trafiły w serce. Oddawała życie z miłości i w imię miłości; przed wydaniem ostatniego tchnienia zapewniała o przebaczeniu swojemu zabójcy. W godzinach popołudniowych 15 listopada długi kondukt pogrzebowy wyruszył z kościoła Szpitala Świętego Ducha.
W milczeniu przeszedł przed bazyliką Świętego Piotra i po trzech godzinach dotarł do cmentarza Campo Verano. W kronikach zapisano, że liczył około czterdziestu tysięcy ludzi. Karawan z trumną obsypany był „górą kwiatów”.
Taki był pogrzeb siostry, która jeszcze dwa dni temu była zupełnie nieznaną pielęgniarką szpitalną. Wydawało się, że w tym dniu Rzym zaniechał wszelkich sporów i polemik ideologicznych. Wszyscy zjednoczyli się przy trumnie siostry Augustyny.
Kościół uznał heroizm siostry Augustyny. Papież Paweł VI zaliczył ją 12 listopada 1972 r. do grona błogosławionych, a Jan Paweł II kanonizował 18 kwietnia 1999 r. Jej liturgiczne wspomnienie obchodzi się 13 listopada.