Najdłuższa droga jaką ma do pokonania Słowo Boże wiedzie od głowy do serca człowieka. Na tych słowach oparł swoje słowo do kilku tysięcy Polaków kardynał Grzegorz Ryś arcybiskup łódzki. Działo się to w luterańskim kościele Kaarli kirik w centrum Tallina. Byłem naocznym świadkiem tych słów. Oto relacja z tegorocznego Europejskiego Spotkania Młodych Taize – Tallin 2025.
Ciemność widzę, ciemność
Dochodziło południe, 27 grudnia, piątek. Na ul. Kopernika w Krakowie przed jezuicką Bazyliką Serca Jezusowego stoją dwa autokary. Jeden zapełniony całkowicie. A w nim młodzi ludzie. Przede wszystkim studenci z: Krakowa, Katowic, Rzeszowa. Wśród nich liczna reprezentacja Duszpasterstwa Akademickiego „Na Miasteczku”. Są także dwaj klerycy Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Jest kleryk jezuita. Jest też jeden ksiądz – ks. Wojtek, autor tego artykułu. Ruszamy przed nami blisko dwudziestogodzinna trasa przez Polskę (znakomita jakość dróg! S7 i S19), Litwę, Łotwę i Estonię. Drugi autokar ma trzy przystanki: Kielce, Radom, Warszawa. Dosiadają się do niego m.in. studenci ze DA „Święty Krzyż”. Podróż przebiega na: rozmowach, dobrej lekturze (ks. Konrad dzięki!)
i postojach na stacjach benzynowych. Po przekroczeniu granicy z Litwą zmieniamy strefę czasową na UTC+2. Około ósmej rano, 28 grudnia otwieram oczy po próbie snu (dwa metry wzrostu + autokar = trud). Widzę ciemne i puste ulice. Nieznane nazwy sklepów. Coś duże to miasto… Są tramwaje i trolejbusy. Sprawdzam na mapie – to już Tallin! Siedzę z przodu, chwytam mikrofon i obniżonym, zachrypniętym, spokojnym głosem oznajmiam, że jesteśmy na miejscu!
Kamyczki
Dojeżdżamy do pierwszej punktu noclegowego. Panowie kierowcy mają dla naszego autokaru trzy takie miejsca. Wraz ze studentami z „Miasteczka” wysiadamy na drugim
z nich obok Akademii Technicznej Tallina. To taki estoński AGH. Sprawdzamy na mapach Google – nasze miejsce zakwaterowania to luterański kościół Nõmme Rahu, oddalony
o czterdzieści pięć minut spaceru. Idziemy. Jest około dziewiątej. Toczymy walizki po chodnikach. Nie jest to proste. Na chodnikach sporo małych kamyczków. Kilka dni później dowiemy się, że jest to miejscowy sposób na oblodzoną nawierzchnię. Co ciekawe „po sezonie” miejscowi zbierają te kamyczki, aby służyły i w nowym sezonie ochrony przed poślizgiem. Co za ekologiczne i przezorne rozwiązanie! Gorzej, że kółeczka walizek tego nie znoszą. Jest pierwsze postanowienie: za rok zamiast walizki, duży plecak!
Odblask
Podróż piesza okazuje się dłuższa, niż się spodziewamy, podobnie nasza kondycja nie jest najlepsza po nieprzespanej nocy. Opatrznościowo za tallińskim AGH dostrzegamy przystanek. Sprawdzamy – jedzie w kierunku naszego celu. Wsiadamy. Nie musimy płacić za bilety. Mamy aplikację Taize, a w niej specjalny kod QR, który umożliwia darmowe poruszanie się komunikacją miejską. Super pomysł organizatorów. Ulice są puste. Miasto powoli budzi się do życia. Liczy ono 430 tysięcy mieszkańców. Jest większe od Ljlubljany, gdzie byłem w zeszłym roku. Ale wydaje się puste. Może jest to spowodowane czasem świątecznym? A może tym, że w ciągu dnia jest jasno przez sześć h? Każdy pieszy musi posiadać odblask, za jego brak grozi mandat. Słusznie.
Urząd dzielnicy
W końcu docieramy do kościoła luterańskiego. Jest piękny. Mały, drewniany, biały z czarnymi elementami drewna. Wita nas miejscowa pani pastor. To pierwsze moje zetknięcie z kobietą w koloratce. Wolontariusze (większość obcokrajowców) kierują nas na małe śniadanko: herbatnik, mandarynka, herbata, kawa, grzany sok jabłkowy. Jemy. Rejestruję grupę. Otrzymujemy pakiety: torbę bawełnianą, odblask, mapki. Z kościoła kierujemy się do naszego noclegu. To oddalony kwadrans pieszej drogi urząd dzielnicy. Ten budynek, na którego froncie widnieją zamalowane gwiazdy czerwone (na białe) będzie naszą bazą przez następne dni. To osobliwe miejsce. W ciągu dnia będziemy musieli je opuścić w godzinach 8:30 – 19:30, dlatego, że wtedy… funkcjonuje jako urząd! Rok temu w Słowenii było inaczej, gdy chodzi o nocleg. Większość ludzi – także ja, mieszkaliśmy u rodzin. To była ekstra sprawa. Rozmowy, modlitwa, wymiana doświadczeń – to było coś pięknego. W tym roku jest inaczej. Większość z nas śpi w szkołach, urzędach, domach kultury. Z resztą nie ma co się dziwić. Chrześcijaństwo i Estonia to folklor. Choć sto lat temu było zupełnie inaczej. Dowiedziałem się tego z homilii księdza pastora na nabożeństwie 1 stycznia. Wspomniał on (zresztą homilia była wydrukowana po angielsku i można ją było zabrać ze sobą – super pomysł! Może kiedyś w Polsce będziemy tak robić?), że w 1938 r. w na terenie dzisiejszej Estonii 98 % społeczeństwa była chrześcijanami. Wojna i terror sowiecki, spowodowały wyplewienie chrześcijaństwa niemal z całego kraju. Dość powiedzieć, że dzisiaj na 1,3 miliona mieszkańców tego kraju 70 % deklaruje się jako niewierzący. 80 % młodych w wieku 16-30% nigdy się nie modliło. Jest 16 % prawosławnych (to głównie Rosjanie i tzw. bezpaństwowcy -> arcyciekawa historia, odsyłam do pogłębienia). Niecałe 10 % to luteranie. A katolików? Jest mniej, niż liczy trybuna D, stadionu Wisły. Dlatego, nie zaskakuje nas fakt, że bardzo mało Estończyków jest zaangażowanych w organizację Taize. W urzędzie, po wejściu przy okienkach (jak u nas w ZUS, NFZ, czy na poczcie), trzeba zmienić obuwie. Na parterze w salach konferencyjnych lokują się dziewczęta ( ok. dwudziestu w jednej sali). Na I. piętrze jesteśmy z chłopakami w wielkiej auli. Jest nas tam na oko pięćdziesięciu. Są z nami ludzie z Warszawy, Olsztyna, Rzeszowa. Z zagranicy: Holendrzy (z Bredy!), Hiszpanie z Walencji, Włosi z Turynu, Niemcy, Słoweńcy, Portugalczycy, Finowie. Przez najbliższe dni tworzymy wspólnotę urzędu dzielnicy pod nazwą Domus Maia. Jest sympatycznie. Najmilej wspominam wieczorne powroty, poszukiwanie wrzątku, luźne rozmowy w kilku językach na raz i radość, radość, radość!
Stadion lodowy
Po dwu godzinnej drzemce, udajemy się do Tondiraba jäähall. To mieszczący blisko sześć tysięcy miejsc narodowy stadion lodowy Estonii. Pod dachem. Sporty zimowe dobrze stoją w tym kraju. Po dotarciu na miejsce szczelnie wypełnionym autobusem, docieramy. Przejażdżki autobusem… Jest klimatycznie. Zazwyczaj zadajemy w ich trakcie pytanie: skąd jesteś – na 70% z Polski, czy byłeś już na Taize – na 70 % tak, czy byłeś już w Taize – jeżeli tak, to taka osoba powie, że w wiosce Taize jest lepiej, niż na ESM (Europejskie Spotkanie Młodych) i w ogóle zarekomenduję na maxa, a także czy byłeś rok temu na ESM – na 50% odpowie, że było lepiej niż w tym roku. Jesteśmy przy Tondiraba. W kolejce rozmawiam ze studentami z Łodzi. Są z DA „Piątka”. Poznaje ich duszpasterza, za chwilę pożyczę mu łyżkę. Po wejściu, otwieramy nasze Taizowskie torby, wolontariusze pakują do nich suchy prowiant: kawałek czarnego chleba, jogurt bananowy, jabłka (ponoć polskie), owoc khaki (osobliwy) i kanapkę (pierwsze dnia najlepsza!). Kanapka wydawała mi się z kurczakiem i smakowała jak z kurczakiem, ale okazało się, że na Taize nie dają mięsa i to nie był kurczak, tylko… zapomniałem, ale coś roślinnego. Dobre było, smakowało, jak kurczak.
Kwas chlebowy
Jednego dnia cały dzień chodził za mną kwas chlebowy. Niestety nie udało mi się, go zakupić. Nawet nauczyliśmy się, jak jest po estońsku zdanie „gdzie jest żabka” – „kus on konn”. Ale i to nie pomogło. Jakież więc było moje zdziwienie i radość, gdy tego dnia, akurat dawali nam na suchy prowiant – kwas chlebowy. Podziękowałem za to Panu Bogu. Nie mniej, jesteśmy na sobocie. Po wrzuceniu prowiantu, otrzymujemy gorący posiłek – ryż z warzywami. Dużo ryżu z warzywami. Smaczne i sycące. Jemy na ziemi, poznając coraz to nowych ludzi z całego kontynentu. Wydawanie posiłku trwa do siedemnastej. O dziewiętnastej rozpoczynają się modlitwy. Tak, jak to miało miejsce w Ljubljanie, tak i tutaj, gromadzimy się na głównej płycie i trybunach hali. Są kanony Taize, śpiewane w różnych językach. Jest stały schemat. Modlitwa trwa ok. 45 minut. Kończy ją słowo br. Matthew przeora ekumenicznej wspólnoty Taize. W tym roku nawiązuje on do nadziei. Po słowie, następuje adoracja krzyża. Następnie umawiamy się na wspólny powrót. Autobusem do centrum, autobusem do noclegu. Widzimy za szybami ciemne miasto, migoczące witrynami sklepów. Na ulicach bardzo mało ludzi. Pięknie oświetlona starówka. Docieramy na miejsce pełni radości. Jutro niedziela, dzień Pański.
Bałtyk razy trzy
Po przebudzeniu jest ciemno. Modlę się brewiarzem i rozmyślam. Udajemy się na śniadanie: bułka, dżem, wrzątek. Jemy, rozmawiamy, śmiejemy się. Plan na dziś to modlitwa u luteranów, warsztaty, msza święta, wieczorne modlitwy. Jest dość modlitewnie. W kościele luterańskim nabożeństwo trwa półtorej godziny. Moją uwagę przykuwa podobieństwo ich liturgii do naszej mszy świętej. I chociaż pastor i pastorka zachęcają do przyjęcia komunii, nie robimy tego. Wiele na to jest racji. Przede wszystkim brak interkomunii między naszymi kościołami. Nie mniej, z szacunkiem uczestniczymy w tej celebracji. Po nim udajemy się do centrum miasta na warsztaty. Jest ich sporo do wyboru, np.: współczesna sztuka chrześcijańska, modlitwa w codziennym życiu, czego uczy nas historia Estonii, jak chrześcijanie mogą działać w ekumenizmie, spotkanie z br. Mathew, poznanie lokalnych śpiewów i tańców, wizyty w wielu tallińskich muzeach i wiele, wiele innych. Msza Święta jest sprawowana w języku francuskim w kościele luterańskim Kaarli Kirik. Po niej wraz z klerykami udajemy się zobaczyć morze. Docieramy na końcowy przystanek tramwaju. Wysiadamy i widzimy… przemysłowe budynki, dzikie zejście. Ale idziemy. Jest Bałtyk. Po raz pierwszy. W te dni będę trzykrotnie nad Bałtykiem. Raz pierwszy był najsłabszy. Przemysłowy, bez polotu. Raz drugi – poezja, choć wiało – promenada – pusta, huśtawki nad brzegiem. Raz trzeci – wieczorne wyjście ze studentami do pięknie oświetlonej, pustej dzielnicy – wow.
Najdłuższy tunel świata
Podczas Taize, bywali i tacy, którzy wybrali podróż promem do Helsinek. Szczerze mówiąc, różnie można podchodzić do takiej eskapady. Biorąc pod uwagę program dnia przygotowany przez organizatorów, wyjazd taki zabierał cały dzień Taize… Przepłynięcie zajmuje dwie i pół godziny. Ceny zależą od wyboru godziny i czasu, jaki planuje się spędzić w stolicy Finlandii. Jako ciekawostkę podam, że istnieje wielki projekt budowy tunelu kolejowego między Tallinem, a Helsinkami. Najdłuższego tunel na świecie. O długości 92 kilometrów. Tunel taki stanowiłby lwią cześć tzw. Rail Baltica – czyli ogromnego przedsięwzięcia spajającego kolej między Polską, Litwą, Łotwą, Estonia i Finlandią. Dość powiedzieć, że obecnie, aby pokonać trasę koleją z Łotwy do Estonii, trzeba jechać… przez Rosję. Na Łotwie, Litwie i w Estonii trwa potężne zacięcie kolejowej infrastruktury. Powstają nowe dworce, trasy, a przede wszystkim tory o rozstawie europejskim, a nie posowieckim. Budowa tunelu ma rozpocząć się w tym roku.
Zostań tu
Wieczór ponownie przebiega pod kątem czuwania i śpiewu kanonów Taize. W tym roku dominuje pieśń Bleibet Hier. Jej tłumaczenie to słowa: Zostań tu i ze mną się módl, razem czuwajmy. Sporo sympatii zyskują nowe, estońskie pieśni: Sinu käes on kõik minu aeg (Mój los jest w Twoim ręku, Panie. Ufam Tobie. Mówię: Ty jesteś moim Bogiem), a także Pühas paigas (Wpatruję Ciebie w świątyni, by zobaczyć Twą moc i chwałę. Moje usta będą Cię wysławiać, gdyż łaska Twoja jest cenniejsza od życia). Cieszy mnie, że śpiewamy V tebi je izvir življenja. Szkoda, że nie było Bendigo al Senor… Może będzie za rok! Codziennie po modlitwach jest adoracja krzyża. Setki młodych, podchodzą do niego, dotykają, przyklękają, całują. Wiedzą, że w tym znaku Jezus uczy miłości. Obok mnie siedzi młoda dziewczyna. Wydaje mi się, że skądś ją znam. Pytam. Tak! Poznaliśmy się rok temu w opatrznościowych okolicznościach. Dzieli się ze mną swoją radością – przygotowuje się do wyjazdu na misję do Ameryki Południowej. Polecam ją i jej misję Bogu.
Choć różni nas tak wiele, łączy nas tak wiele
Następny dzień to poniedziałek 30 grudnia. Tego dnia czekają nas spotkania w grupach. W każdej z nich minimum trzy różne narodowości. Ze mną jest Portugalka, Włoch, Niemka, Anglik i dwoje Polaków. Rozmawiamy na przygotowane przez organizatora tematy. W pewnej chwili Niemka dzieli się z nami trudnościami w wierze. Prosi, byśmy dali świadectwo o tym, jak my odnajdujemy Boga dzisiaj. Rozpoczyna się niesamowity czas. Każdy z nas daje inne świadectwo poszukiwania Żywego Jezusa. Choć różni nas tak wiele, łączy nas tak wiele.
Renifer
Po spotkaniu czas na zwiedzanie Tallina. Potężna starówka! Wiele wieżyczek, świątyń, ciasnych uliczek. Jest majestatyczna cerkiew – sobór św. Aleksa. Ta świątynia posiada drzwi swej strony. Po to, by Rosjanie ze wszystkich stron mogli ją znaleźć i do niej wejść… Może dlatego, ten piękny zabytek nie wzbudza życzliwego polecenia ze strony Estończyków. Miejscowe specjały: palone migdały, grog – grzane wino, miody. A przy ratuszu kolejka do piwnic? Podchodzimy. Klimatyczny, zaciemniony lokal. Średniowieczne stroje, drewniane miski, muzyka trubadurska. Serwują dwa dania: zupę z renifera albo kiełbasę z niedźwiedzi. Sklep z dekoracjami. Decyduję się kupić poduszkę – najtańszą. Noce bez poduszki są słabsze, niż z poduszką. Pytam ekspedientkę o promocyjną z motywem wigilijnym. Przez opatrznościowego klienta oznajmia mi, że nie zna angielskiego. Zna rosyjski, estoński i… hiszpański. Dlaczego hiszpański? Jeden ze studentów stwierdza, że wynika to z tego, że na zimę Estończyków jest tak mało na ulicach, gdyż wyjeżdżają do Hiszpanii… No cóż, może?
Łagiewniki
Sylwester. Rano klasyk. Wstaję. Jest ciemno. Rozmyślanie, jutrznia. Śniadanie. Rozmowy. Poranna modlitwa kanonami Taize. Spotknia w grupach. Czas na warsztaty i Tallin. O czternastej trzydzieści spotkanie Polaków w Kaarla Kirik. Są kolędy. Jest też czwórka polskich biskupów. Super, że są z nami. O szesnastej msza święta wigilijna z uroczystości Matki Bożej sprawowana w języku angielskim. Doksologia po łacinie. Błogosławieństwo po polsku. Spowiadam kilka osób przed mszą świętą. Piękne spowiedzi. W kościele jest ciepło. Mają zamontowane ogrzewanie pod każdą ławą. A energię mają z miasta. Spotykam chorwackich księży. Pytają mnie o Łagiewniki. Drugiego stycznia planują być w Krakowie i mają pragnienie Eucharystii w kaplicy obrazu Jezusa Miłosiernego. A , że akurat jjestem z Krakowa, a że akurat znam dobrze Siostry z Łagiewnik, a że akurat mam numer do jednej z nich, a że akurat odebrała. Udało się.
Komunistyczny Wietnam
Po mszy udajemy się miejscowymi MPK’ami na stadion lodowy. W trasie spotykamy dwóch Azjatów, na oko 50-latków. Jeden z nich miast szalika ma coś a la szarfę, a także przypinkę nieznanego godła na czapce. Pytam, co to jest? I tak o to dowiaduje się jakie są barwy niepodległego Wietnamu. Słucham przejmującej historii ojca Wu, franciszkanina o ucieczce 45 lat temu łodzią z komunistycznego Wietnamu do… Niemiec. Słucham o prześladowaniach jakie do dzisiaj mają miejsce w tym kraju. Tam jest komunizm. Dzisiaj. Modlę się za niego, a on za mnie.
Tradycje
Wieczorem gromadzimy się u luteran na czuwanie w intencji pokoju. 23:58. Nowy Rok. Śpiewamy. Hiszpanie śpiewają głośniej. Spacerujemy do urzędu. Hiszpanie spacerują szybciej. Nie idziemy spać. Hiszpanie tym bardziej. Za chwilę rusza Festiwal Narodów. Każde państwo przygotowało krótki występ prezentujący swoją kulturę i tradycję (w teorii). I tak, Chorwaci i Hiszpanie prezentują narodowe gry ruchowe. Holendrzy – świetny quiz o Niderlandach. Serio, to była wspaniała odmiana po tańcach. Pozostali – proponuję, a jakże, tańce: Austriacy – walc, Słoweńcy – polkę, Finowie – technodance. Włosi – belgijkę (sic!), Polacy – specjalnie stworzony na tę okazję taniec, mający swe korzenie w tradycji harcerskiej. Po trzeciej idziemy spać. Jutro ostatni dzień Taize.
Jest radość!
Pakujemy się. Na godzinę jedenastą jesteśmy w Nõmme Rahu na liturgii świątecznej. Tego dnia wspomina się u luteran Imię Jezus. Z całej półtoragodzinnej liturgii, jedyne co mogę zrozumieć w języku estońskim to Jeesus Kristus. Poza tym, to drugie nabożeństwo luterańskie, więc mniej więcej kojarzę, co się będzie działo. Po modlitwie, niespodzianka – jesteśmy zaproszeni przez gospodarzy na obiad! Smaczne pieczywo, sałatki, mini-klopsiki (w końcu mięso!), dynia. Dzięki temu posiłkowi, nie wyjedziemy z Estonii głodni. Mamy kilka godzin czekania. Postanawiamy obrać za cel gry planszowe i zabawy integracyjne. Jest to zjawiskowe wydarzenie, kiedy łączna ilość snu ostatnich nocy zamyka się w granicach dziesięciu. Ale próbujemy. Z różnym skutkiem. Nie mniej, jest radość.
Około godziny szesnastej odjeżdżamy spod Tallińskiego AGH. Przed nami długa podróż. A w sercach wdzięczność Panu Bogu za czas: wspólnoty, modlitwy i radości. Oby Słowo Boże, które objawiało się nam w tym czasie zakorzeniło się w naszych sercach. A za rok, wydało swój owoc. W Paryżu.
Ks. Wojciech Kaczmarek CM